Nie mogła sobie moja Madzia wymarzyć, wymodlić i wyprosić wspanialszych "dziadków" na świecie :-)
Kochali ją od jej pierwszego oddechu, po ostatni. Kochają wciąż choć bolą ich serca ogromnie.
Madzia też ich bardzo kochała i wierzę, że teraz ma ich w swojej opiece.
Mogę tyko podziękować Wam "dziadkowie" w Jej imieniu, za to, że byliście "dziadkami na medal".
Madzia tak wiele Wam zawdzięcza i wiem, że mogłaby jeszcze wielu rzeczy się nauczyć.
Zawsze będziecie jej Najukochańszymi Babcią i Dziadkiem - bądźcie zdrowi i 100 lat Wam życzę od Madzi.
Łączna liczba wyświetleń
poniedziałek, 21 stycznia 2019
wtorek, 15 stycznia 2019
Ósmy 15 -ty
Kochani.
Nie obraźcie się za ten post.
Ale ostatnio jest po prostu tak, że nie mam ochoty nawet za wiele rozmawiać z przyjaciółmi, z którymi nigdy nie miałam problemu rozmawiać o wszystkim i o niczym.
Może złożyło się na to moje gorsze samopoczucie również fizyczne.
Choroby jakoś nie chcą się odczepić.
Życie w sterylnych warunkach z Madzią chyba całkowicie pozbawiło mnie odporności. A może stresy przyczyniły się do całego ciągu niekończących się infekcji.
Nie wiem, nie wnikam ...
Pogłębia się tylko moja tęsknota, smutek i żal, za tym, że straciłam sens życia.
Ogromnie brakuje mi tej fizyczności Madzi, jej mądrych słów i ciekawych pomysłów.
Na siłę staram się udawać, że muszę wstać i nie zwariować ...
Po za tym rozpoczęłam pielgrzymkę po lekarzach i chcę ją dokończyć.
Przede mną prostowanie przegrody i naprawa oddychania, co ma na celu poprawić moją filtrację zatok, migdałki też są w opłakanym stanie ale jakby teraz nos jest ważniejszy. No i na kwiecień mam już wyznaczony termin wyciągania kamyków z woreczka.
Nie wiem jak ja, tchórz to przeżyję, ale przecież Madzia nie takie operacje przechodziła i dawała radę .... właśnie to też jest na minus, bo kiedy przed oczami widzę ją przed blokiem usypianą w moich ramionach, łzy same lecą ... i myśli ... że tyle stresu było wtedy i tyle nadziei i cóż z tego ???
Wybaczcie....mam ochotę po prostu milczeć...
Nie obraźcie się za ten post.
Ale ostatnio jest po prostu tak, że nie mam ochoty nawet za wiele rozmawiać z przyjaciółmi, z którymi nigdy nie miałam problemu rozmawiać o wszystkim i o niczym.
Może złożyło się na to moje gorsze samopoczucie również fizyczne.
Choroby jakoś nie chcą się odczepić.
Życie w sterylnych warunkach z Madzią chyba całkowicie pozbawiło mnie odporności. A może stresy przyczyniły się do całego ciągu niekończących się infekcji.
Nie wiem, nie wnikam ...
Pogłębia się tylko moja tęsknota, smutek i żal, za tym, że straciłam sens życia.
Ogromnie brakuje mi tej fizyczności Madzi, jej mądrych słów i ciekawych pomysłów.
Na siłę staram się udawać, że muszę wstać i nie zwariować ...
Po za tym rozpoczęłam pielgrzymkę po lekarzach i chcę ją dokończyć.
Przede mną prostowanie przegrody i naprawa oddychania, co ma na celu poprawić moją filtrację zatok, migdałki też są w opłakanym stanie ale jakby teraz nos jest ważniejszy. No i na kwiecień mam już wyznaczony termin wyciągania kamyków z woreczka.
Nie wiem jak ja, tchórz to przeżyję, ale przecież Madzia nie takie operacje przechodziła i dawała radę .... właśnie to też jest na minus, bo kiedy przed oczami widzę ją przed blokiem usypianą w moich ramionach, łzy same lecą ... i myśli ... że tyle stresu było wtedy i tyle nadziei i cóż z tego ???
Wybaczcie....mam ochotę po prostu milczeć...
Subskrybuj:
Posty (Atom)