Szczerze mówiąc, robi się nie ciekawie.
Myślałam, że zaczniemy wreszcie się odbijać, a Madzikowe płytki powoli, systematycznie zbliżają się do granicy toczenia.
Muszę przyznać, że nie zachowują się typowo, kiedy spadały o określoną ilość mogłam przewidzieć niemalże ze 100 % pewnością, kiedy zaczną odbijać.
Tym razem jest inaczej. Pewnie to też wina naświetlań, ale robi się niebezpiecznie długa przerwa.
Po za tym z takimi płytkami nie można nic: ani podać chemii ani zrobić operacji.
Teraz wiem co czuli rodzice naszych wojowników, którym płytki nie rosły więcej niż do 40 tys. a my na dziś mamy 28.
Nie chcę panikować, ale jak to się nie poprawi to zaraz zacznę. Przy tej tendencji najdalej w środę będzie toczenie, ale i tak nie wiem czy i na ile ono coś da.
Madzia też już ma dość tej sytuacji, bo wie że jak podrosną i będą już szły w górę to jeszcze przed wyjazdem odwiedzi koniki, za którymi tak bardzo tęskni.
I jeszcze ta główka, która ciągle boli a miejsce, które ostatnio zauważyłam wymagałoby ponownego sprawdzenia.
Aż się we mnie gotuje, człowiek jest taki bezradny w tej sytuacji.
Dobrze, że Madzia jeszcze jako tako się trzyma, ja nie wiem chyba teraz to ona bardziej mnie wspiera niż ja ją.
Od poniedziałku wypadałoby zacząć szkołę, ale zupełnie nie mam do tego głowy.
Kochani, podeślijcie nam w swoich myślach i modlitwach kilkadziesiąt tysięcy płytek, żeby tak się cało...
Do następnego razu, oby wieści były lepsze.
Trzymam mocno kciuki i modlę się żeby było lepiej! 🙏🙏🙏
OdpowiedzUsuńDobre myśli wysłane - oby dźwignęły Madzi płytki 💪
OdpowiedzUsuń