Jutro wyruszamy do Warszawy. Wiemy, że chemia będzie pięciodniowa, więc będziemy tam z pewnością do niedzieli. Nawet nie ma słów by opisać to okropne uczucie, jakie nie opuszcza mnie od momentu odczytania opisu TK. Łzy dławią się w gardle, a strach jest większy niż w dniu kiedy pierwszy raz usłyszałam diagnozę.
Boże daj Madzi nowe siły, by wytrzymała te cykle, by się nie poddała, żeby ostatecznie wygrała z tym gadem.
Nasze udawanie normalności - Madzia podczas tego krótkiego pobytu w domu, chciała robić wszystko jednocześnie, jakby świat miał się kończyć...
Madziu kochana, dużo sił Ci życzę. Oby te chemie Cię bardzo nie osłabiły.Wierzę,że wygrasz i będę się o to modlić
OdpowiedzUsuńAgnieszko, wspieramy Was myślami i modlitwą! Nie można się poddawać. Z własnego doświadczenia wiemy, że ciężej jest przyjąć drugi raz informację o chorobie. Człowiek boi się tego co niestety zdążył już poznać przez tyle miesięcy walki. Ale trzeba się zebrać i podejść do drugiej rundy z jeszcze większą wiarą, nadzieją i siłą! Bardzo mocno trzymamy za Was kciuki.
OdpowiedzUsuńAgnieszko - nie może być inaczej, niż dobrze! Wiem, że tak wiele już przeszłyście, że to kolejny cios, ale trzeba stawić czoło tej bestii i ją pokonać raz na zawsze. Wiem, że droga do zwycięstwa jest kamienista, trudna, wymaga wielu poświęceń, że Madzia musi wiele wycierpieć, ale wierzę, że poprzez to zwycięstwo będzie spektakularne! Kciuki zaciśnięte, prośba do Matki Bożej Kębelskiej posłana, na Jasną Górę intencja też zaniesiona.
OdpowiedzUsuń