Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 1 maja 2014

Witajcie Kochani !
Wczoraj późnym popołudniem wróciliśmy ze szpitala. Niestety  Madzia z gratisem w postaci uporczywego kataru, który teraz zaczyna podrażniać gardło i pokasłuje. No gdzie jak nie w szpitalu można coś załapać, zwłaszcza w tym. Ja natomiast wróciłam wściekła na to co zaszło, a raczej co powinno było zajść a nie zaszło. Ale do rzeczy, jestem wściekła na to przede wszystkim, że przez doktora z przeszczepów tam wylądowałyśmy, bo tyle czasu kazał czekać z neupogenem. Jak już byłyśmy na miejscy, przez kolejne dni a było ich siedem, nawet nie pofatygował się do nas by omówić kwestię ewentualnej separacji, wydawał zaocznie jedynie decyzję co do dalszego podawania neupogenu. Lekarki prowadzące, które w między czasie się zmieniły, nic w tej sprawie nie zrobiły, nawet nie przypilnowały żeby zlecić Madzi szpitalną rehabilitację. Na wyjście dowiedziałam się jedynie tego, że będąc teraz w Warszawie to ja mam powiedzieć lekarzowi prowadzącemu, żeby się z doktorem przeszczepowcem rozmówił telefonicznie na nasz temat, bo on nie jest do końca w temacie. Nie chcę na swoim blogu używać epitetów, jednak trudno się powstrzymać.
Jaka znieczulica, obojętność i brak dobrej woli ogarnia tych lekarzy, nie dość, że nie pofatygował się żeby obejrzeć Madzi historię, żeby stwierdzić, że napędzanie zastrzykami nic nie daje (ostatecznie druga próba wykazała komórki macierzyste w liczbie 0), nie pomyślał nad ewentualnymi innymi rozwiązaniami i nie zszedł do nas żeby o nich powiedzieć to jeszcze wysługuje się mną jako rodzicem, żeby przekazać, że to do niego mają zadzwonić z Warszawy ! Kuźwa państwo w państwie !  Jestem tak nakręcona, że jeśli tylko Warszawa doleje oliwy do ognia to gotowa jestem iść albo do samej prof. Chybickiej ze skargą albo do prof. Rychłowskiej. To ja - rodzic mam pilnować toku leczenia, pilnować lekarzy, żeby w odpowiednim momencie coś zrobili !? A gdzie byli przed operacją, kiedy były jeszcze komórki w szpiku, dlaczego na moje pytania o inne formy mobilizacji odpowiadali, że ich nie ma, a były takie jak teraz, co z tego , że wszyscy z dobrego serca zebraliście na lek, który nawet może nie zostać użyty, bo komuś się nie chce zadzwonić do Instytutu, bo to przecież nie jego sprawa, nie jego pacjent... ludzie gdzie my żyjemy, a lansować się w TV to i owszem, ile jeszcze dzieci musi umrzeć, żeby im się zechciało !!!!!!!!!!!
Wybaczcie mi formę tego posta i jego charakter, ciężko przejść obojętnie po tym co nas spotkało przy kolejnym miejmy nadzieję ostatnim pobycie aplazyjnym we wrocławskiej klinice.
Znów miałam rację i to podwójnie - pierwszą, że komórki się nie wymobilizują, a drugą, że wyjedziemy z niczym , że szpitala pozostawieni sami sobie.

2 komentarze:

  1. Przykre jest to co się dzieje... :(
    Nawet nie wiem co napisać. :(
    Ale jestem z Wami. Zawsze i wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się pod Magdą G...

    OdpowiedzUsuń