"Długi" weekend nie był całkiem długi, ponieważ naświetlanie zamiast piątku odbyło się w sobotę, to dobrze bo nic nie tracimy jak na razie.
Jak nigdy Wszystkich Świętych z dala od grobów najbliższych. Symbolicznie i tylko ze względu na pogodę poszłyśmy z Madzią (raczej wózkiem pojechałyśmy) na Cmentarz Żydowski obok Starych Powązek, chociaż tam bardziej planowałyśmy pójść. W myślach oprócz rodziny, miałam też wszystkie dzielne, kochane dzieci, które znałam tylko z widzenia lub osobiście we wrocławskiej Klinice, a które w tm roku przegrały swoje walki pozostawiając w ogromnym żalu i smutku swoje rodziny. Okropnie to niesprawiedliwe, że jakiekolwiek dziecko choruje na nowotwór, zawsze będę to powtarzać, to jest straszny przeciwnik dla bezbronnych istot jakimi są dzieci....
Ps.Niestety od jutra rehabilitacja, aż się boję, noga co prawda się wyprostowała, ale teraz w ogóle prawie się nie zgina. Jakby kółko zamknięte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz